„Teorie spiskowe i strach biorą się z braku wiedzy o szczepionce”. Wywiad z Pielęgniarką na Obcasach [cz. 2]

Ten tekst przeczytasz w 4 min.

Rozmawiała: Marta Bogucka

„Wśród pielęgniarek, które znam, też na początku panowały wątpliwości, nie było tak wielu chętnych do szczepień. Potrzebna była rozmowa z ekspertami, możliwość zadawania pytań” – mówi Anna Zawalnicka, autorka bloga Pielęgniarka na Obcasach. W rozmowie z Evereth News wyjaśnia, dlaczego to bardzo ważne, żeby wiedzę o szczepionce czerpać z rzetelnych źródeł.

W poprzedniej części wywiadu wspominała Pani o swoim blogu. Z jakimi reakcjami spotkała się Pani po szczepieniu? Czy pojawiła się krytyka?

Część pielęgniarek, które obserwują mojego bloga, zareagowało bardzo pozytywnie. Wysyłały swoje zaświadczenia o szczepieniach, gratulowały. Niektóre pisały też, że czekają z niecierpliwością na swoje dawki, bo oczywiście nie wszyscy z grupy 0 są już zaszczepieni.

Z drugiej strony pojawiły się też oczywiście argumenty, również wśród pielęgniarek, że się nie szczepią, bo mają takie prawo. Pojawiło się też dużo komentarzy, które po prostu mnie zszokowały. Były wysyłane najczęściej z fałszywych kont. Pojawiały się w nich groźby, wulgaryzmy, hejt. Życzono mi poważnych konsekwencji po szczepieniu, nawet grożono.

Co Pani sądzi o osobach, które sprzeciwiają się szczepieniom? Skąd Pani zdaniem biorą się takie postawy?

Wiele osób odczuwa depresję z powodu zamknięcia w domu, z powodu tego, że nic nie funkcjonuje obecnie w normalnym trybie. Ludzie żyją w niepewności, stresie, zmęczeniu. Jesteśmy bombardowani różnymi informacjami, często niesprawdzonymi, pochodzącymi z niepewnych źródeł. W takiej sytuacji łatwo o manipulację, łatwo zasiać strach.

Poza tym ludzie mają już dość tego, co dzieje się w naszym kraju. Z tego powodu często patrzą na szczepionkę nie pod względem medycznym, tylko politycznym. Ludzie nie potrafią oddzielić tematu epidemii, wirusa i szczepień od polityki i z tego powodu są nieufni. Sądzę, że gdyby ze szczepionką wyszła na przykład Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, gdyby Jurek Owsiak wyszedł i powiedział „Mamy dla was szczepionkę, szczepcie się”, to ludzie zareagowaliby inaczej.

Jak Pani zdaniem można przekonać ludzi do szczepień?

Przede wszystkim potrzebny jest kontakt z autorytetami, z ekspertami w zakresie medycyny, którzy mogą pomóc rozwiać wątpliwości. Powiem szczerze, że nawet u nas, w środowisku medycznym, kiedy pojawiły się deklaracje o chęci poddania się szczepieniu, ludzie byli nastawieni sceptycznie. Dopiero potem zaczęliśmy ze sobą o tym rozmawiać, kontaktować się z innymi szpitalami, wyjaśniać wątpliwości. Mam w otoczeniu pielęgniarki, które mają problemy z tarczycą, są po chorobach onkologicznych, cierpią na różne schorzenia. One się kontaktowały przed szczepieniem ze specjalistami, zadawały pytania, chciały wiedzieć o szczepieniu jak najwięcej. Większość osób z mojego środowiska zaszczepiła się dopiero po wnikliwych rozmowach.

Sądzę, że gdyby zwykli ludzie zaczęli rozmawiać o szczepieniach z lekarzami pierwszego kontaktu, ze specjalistami, u których się leczą, to wiele osób mogłoby się przekonać. Zamiast tego ludzie czerpią informacje z internetu, gdzie wypowiadają się ludzie niemający odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Z tego biorą się teorie spiskowe i strach przed szczepionką.

Jak można skłonić ludzi, by czerpali wiedzę o szczepionkach z rzetelnych źródeł?

Osoby, które tworzą w internecie środowiska medyczne, wyszły z akcją promowania szczepień. Uczestniczę w tej akcji. Jako lekarze, pielęgniarze, ratownicy medyczni, fizjoterapeuci dajemy przykład, że się zaszczepiliśmy, staramy się promować rzetelne informacje na temat tych szczepień.

Spotykamy się oczywiście z pozytywnymi i negatywnymi opiniami o tym, co robimy. Pojawiają się oczywiście zarzuty, że bierzemy za tę akcję pieniądze, że to jest sponsoring. Że jesteśmy powiązani z koncernami medycznymi. Ale część osób udało się przekonać. Nie zmienimy oczywiście całego świata, ale sądzę, że ważne są małe kroki. Im więcej osób się zaszczepi, tym szybciej wrócimy do normalności.

Co Pani sądzi o sytuacji, która wydarzyła się ostatnio na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym w związku ze szczepionkami?

Największy sprzeciw wobec tej sytuacji wyrazili chyba medycy. Wynika to z tego, że wiele osób ze środowiska medycznego wciąż czeka na szczepienia. W moim powiecie szczepienia przebiegły akurat dość sprawnie, ale w niektórych częściach Polski wciąż ich brakuje. Stąd wzięło się oburzenie, że szczepionki trafiły nie tam, gdzie powinny.

Trzeba też jednak wziąć pod uwagę, że szczepionka, którą dysponujemy, jest specyficzna. Nie mamy gotowych ampułkostrzykawek, które można przechować przez tydzień, żeby podać je danemu lekarzowi czy pielęgniarce. Po rozpuszczeniu szczepionki mamy dwie godziny na podanie pięciu dawek, które są zalecane przez producenta. Natomiast jeżeli osoba wykonująca szczepienie pobierze dawki co do milimetra, to możliwe jest wydzielenie szóstej dawki. Jeżeli ta ostatnia dawka miałaby się zmarnować, to moim zdaniem lepiej podać ją osobie spoza listy, niż ją zmarnować. To jest zbyt cenny lek, by nie wykorzystać takiej możliwości. Jeżeli taka sytuacja miała miejsce w przypadku polityków i gwiazd, które zaszczepiły się poza kolejnością, to moim zdaniem jest to do zaakceptowania. Najważniejsze jest, by zaszczepić jak największą liczbę osób.

Z drugiej strony, jeżeli te osoby zostały podane do NFZ jako pracownicy medyczni, to jest to oburzające. Sądzę, że dopiero w najbliższym czasie, po śledztwie NFZ i Ministerstwa Zdrowia, dowiemy się, jak było naprawdę.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: „Zostawiono nas same sobie”. Praca pielęgniarki w ZOL podczas epidemii

Shopping cart

0
image/svg+xml

No products in the cart.

Kontynuuj zakupy