„Wiedziałyście, na co się piszecie”. Pielęgniarki stawiają czoła epidemicznemu hejtowi

Ten tekst przeczytasz w 4 min.

Autor: Marta Bogucka

„Same wybrałyście sobie zawód, więc teraz nie narzekajcie, że macie ciężko” – takie komentarze pojawiają się na blogu Anny Zawalnickiej, znanej jako Pielęgniarka na Obcasach. Jak zwraca uwagę pielęgniarka, ona i jej koleżanki po fachu muszą w obecnej sytuacji stawić czoła nie tylko koronawirusowi. Dodatkowym problemem stają się narastająca w społeczeństwie agresja, ostracyzm, piętnowanie i krytyka.

Oklaski na pokaz

W ostatnim czasie w mediach ukazywało się dużo informacji o wdzięczności i szacunku dla medyków walczących z epidemią koronawirusa. Pojawiały się oklaski, słowa uznania, podziękowania, inicjatywy mające wspierać pracowników szpitali. Anna Zawalnicka zwraca jednak uwagę, że pielęgniarki nie oczekują oklasków. Zwłaszcza, jeśli są one nieszczere.

– Kierownictwo jednej z sieci supermarketów ogłosiło, że pracownicy ochrony zdrowia mogą u nich zrobić zakupy bez kolejki. Chciałam skorzystać z tej możliwości, ale w praktyce okazało się, że mam pierwszeństwo tylko w kolejce do kas, gdzie teraz i tak nie ma kolejek. Pod sklepem musiałam odstać swoje jak wszyscy, chociaż byłam po nocnym dyżurze w szpitalu. Market po prostu zrobił sobie naszym kosztem akcję promocyjną, która w rzeczywistości nie zapewnia żadnych ułatwień. Takie przykłady można mnożyć – podkreśla pielęgniarka.

Pod przychodnią się nie klaszcze

Anna Zawalnicka zwraca uwagę, że podziw i wdzięczność szybko ustępują frustracji i krytyce, kiedy trzeba bezpośrednio się zmierzyć z trudnymi realiami epidemii:

– Ludzie chwalą służbę zdrowia i jej dziękują, ale tylko do momentu, kiedy przekonują się na własnej skórze, jak wygląda praca placówek medycznych podczas epidemii – tłumaczy pielęgniarka. – Kiedy trzeba dostosować się do ograniczeń i zakazów, pojawia się frustracja. Pacjenci nie rozumieją, dlaczego nie mogą wejść do poczekalni lub gabinetu, kiedy potrzebują recepty albo prostej diagnozy, dlaczego nie mogą swobodnie porozmawiać z lekarzem, tylko muszą się porozumiewać z personelem przez specjalne okienko, często stojąc na dworze. Pacjenci w wielu przypadkach są oburzeni, że traktuje się ich jak „podejrzanych”, odgradza się ich, skoro sami są przekonani, że nie są zarażeni koronawirusem, nie stwarzają ryzyka. Na personel medyczny spada krytyka, że za bardzo się chronimy, że przesadzamy. Czekając pod przychodnią, nikt już dla nas nie klaszcze – podsumowuje pielęgniarka. 

„Nie macie prawa narzekać”

Jak tłumaczy Anna Zawalnicka, nie tylko nowe, trudne realia epidemii są źródłem napięć i krytyki ze strony pacjentów. Dużą rolę odgrywa także niewiedza, zarówno o samym wirusie i sposobach jego rozprzestrzeniania, ale także o tym, jak trudne są warunki pracy kadry medycznej w czasie epidemii.

– Jeżeli pielęgniarka zwróci uwagę na to, że system jest niewydolny w obliczu epidemii, że w szpitalach jest za mało personelu, brakuje środków ochronnych, pielęgniarki są przepracowane, zmęczone, żyją w stresie i strachu o zdrowie swoje i swoich bliskich, może usłyszeć: „Sama wybrałaś sobie taki zawód, więc nie narzekaj”. Takie komentarze czytam na swoim blogu – mówi Anna Zawalnicka. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ciężko pracuje się przez 12 godzin w pełnym ekwipunku, bez możliwości zrobienia przerwy na posiłek czy toaletę częściej niż raz na kilka godzin. Chciałabym, żeby osoby, które piszą takie komentarze, mogły zobaczyć na własne oczy, jak wygląda dyżur pielęgniarki podczas epidemii. Może to wzbudziłoby refleksję – podsumowuje pielęgniarka.

Anna Zawalnicka zwraca także uwagę na inny problem związany z niewiedzą społeczeństwa odnośnie realiów polskiego systemu ochrony zdrowia:

– Minister zdrowia zalecił, by pielęgniarki nie pracowały podczas epidemii w więcej niż jednej placówce. Dla zwykłego obywatela przekaz był jasny: pielęgniarki jeżdżą między szpitalami, roznoszą wirusa, bo są pazerne i lekkomyślne. Ludzie nie mają pojęcia, że gdyby zakazać pracy w kilku placówkach jednocześnie, wiele szpitali po prostu by się zamknęło z powodu braku personelu. Tutaj nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o niewydolność systemu. Ludzie nie są tego świadomi i po raz kolejny krytyka spada na nas – podsumowuje Anna Zawalnicka.

Strach ma wielkie oczy

Anna Zawalnicka zwraca uwagę, że niewiedza może mieć znacznie groźniejsze skutki niż tylko lekceważenie. Związany z nią strach może prowadzić do agresji i wykluczenia.

– Kilka dni temu media społecznościowe obiegła informacja o piekarni, której właściciele prosili, by przedstawiciele służby zdrowia nie robili w ich zakładzie zakupów. Słyszałam o pielęgniarce, której mąż został zwolniony z pracy ze względu na to, gdzie pracuje jego żona. Do żłobków i przedszkoli nie wpuszcza się dzieci medyków. Strach przed zarażeniem wyzwala w ludziach agresję, a medycy stają się jej obiektem. Pielęgniarki są wykluczane z sąsiedzkich społeczności, szykanowane, nawet obrażane. To przykre i upokarzające, bo przecież my, pielęgniarki, codziennie walczymy o zdrowie i życie wielu ludzi, a w zamian za to traktuje się nas jak wyrzutków, jak źródło zagrożenia.

Pielęgniarka pielęgniarce wilkiem

Anna Zawalnicka zauważa, że hejt, krytyka i ostracyzm podczas epidemii dotykają pielęgniarki nie tylko z zewnątrz, ze strony społeczeństwa, ale też ze strony innych pielęgniarek.

– Wiele pielęgniarek uważa, że wybierając ten zawód, powinnyśmy zawsze kierować się powołaniem, nawet jeżeli ryzykujemy w ten sposób zdrowie i bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin. Nie zgadzam się z tym. Pielęgniarstwo to zawód jak każdy inny. Musimy przede wszystkim myśleć o potrzebach naszych i naszych najbliższych – apeluje Anna Zawalnicka. – Pielęgniarki, które mają dzieci i w trakcie epidemii przebywają na zasiłkach opiekuńczych, a także te, które dostają wezwania do placówek zakaźnych i przedstawiają L4 albo po prostu nie stawiają się do pracy, są przez inne pielęgniarki poddawane krytyce. Oskarża się je, że uciekają od pracy w tak ważnym momencie, krytykuje się, że nie chcą się poświęcić, że zostawiają resztę zespołu samą. Ale to przecież jest osobista decyzja każdej z nas. Nie mamy prawa oceniać osób, które nie czują się na siłach, żeby pracować teraz w szpitalach zakaźnych, stawać na pierwszej linii frontu walki z wirusem. Jesteśmy tylko ludźmi.

Krajobraz po wojnie

– Hejt nie jest jedyną reakcją, z jaką się spotykam. Zetknęłam się też z dobrymi ludźmi, którzy potrafią okazać troskę, zainteresowanie, empatię. Są firmy, które sponsorują nam środki ochronne. Jestem im po stokroć wdzięczna. Nie zmienia to jednak faktu, że nie powinno być tak, że pracownicy nowoczesnego systemu ochrony zdrowia muszą liczyć na czyjąś dobrą wolę. Powinno za to odpowiadać państwo – podkreśla Anna Zawalnicka. – Dlatego uważam, że kiedy pandemia się skończy, każda nowoczesna pielęgniarka będzie chciała, żeby system się zmienił. Potrzebujemy docenienia finansowego, tak żebyśmy mogły godnie zarabiać na jednym etacie i pracować w bezpiecznych, komfortowych warunkach. Nie o to chodzi, żeby społeczeństwo teraz nam klaskało, a po pandemii wróciło do postrzegania nas jako siostry od picia kawy.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Szybkie testy na koronawirusa dotarły do Polski. Czy są skuteczne?

Shopping cart

0
image/svg+xml

No products in the cart.

Kontynuuj zakupy