Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/kaimalak/clean.everethnews.pl/public_html/index.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/kaimalak/clean.everethnews.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Pielęgniarka na Obcasach - Evereth News https://everethnews.pl/tag/pielegniarka-na-obcasach/ Jesteśmy blisko zdrowia Fri, 30 Apr 2021 08:27:10 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 Praca pielęgniarki w punkcie szczepień przeciwko COVID-19 – jak naprawdę wygląda? https://everethnews.pl/jak-odbywa-sie-praca-pielegniarki-w-punkcie-szczepien-przeciwko-covid-19/ Thu, 29 Apr 2021 08:27:36 +0000 https://clean.everethnews.pl/?p=39837 W rozmowie z Evereth News pielęgniarki Anna Zawalnicka i Magdalena Gnosowska opowiadają o praktycznych aspektach pracy w punkcie szczepień przeciwko

Więcej

Artykuł Praca pielęgniarki w punkcie szczepień przeciwko COVID-19 – jak naprawdę wygląda? pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
Ten tekst przeczytasz w 4 min.

W rozmowie z Evereth News pielęgniarki Anna Zawalnicka i Magdalena Gnosowska opowiadają o praktycznych aspektach pracy w punkcie szczepień przeciwko COVID-19 oraz o tym, z jakimi wyzwaniami mierzą się w codziennych obowiązkach związanych ze szczepieniami.

Marta Bogucka, EverethNews.pl: Pani Magdaleno, ile wykonała dziś Pani szczepień?

Magdalena Gnosowska: Dziś miałam zapisanych 30 osób na podanie pierwszej dawki szczepionki. To znaczny postęp, ponieważ na początku programu szczepień mieliśmy ograniczenia, każda przychodnia otrzymywała tylko 30 dawek na tydzień. Dzięki temu, że do użytku wchodzą kolejne szczepionki, możemy szczepić więcej osób.

Ile trwa takie szczepienie?

Cała procedura przebiega w taki sposób, że pacjent najpierw pobiera i wypełnia ankietę zdrowotną, przechodzi kwalifikację do szczepienia u lekarza, a następnie, już z kwalifikacją, przychodzi do mnie. Samo szczepienie trwa bardzo krótko – 2-3 minuty. Po szczepieniu przez 15 minut obserwujemy pacjenta pod kątem wystąpienia wstrząsu anafilaktycznego. I to wszystko.

Czy zdarzają się podczas szczepień problemy organizacyjne, np. z powodu nieobecności pacjenta?

Jeżeli pacjent przyjdzie wcześniej lub później, niż jest umówiony, nie sprawia to problemu. W ciągu godziny powinniśmy zaszczepić minimum 15 pacjentów. Jeśli dojdzie do jakichś roszad, to to niczego nie komplikuje. Gorzej, jeżeli pacjent nie zjawi się w ogóle, natomiast takich sytuacji mamy bardzo mało i mamy na taką ewentualność przygotowaną listę rezerwową. Ja, od kiedy szczepię, nie zutylizowałam jeszcze ani jednej szczepionki.

Ważne są też ograniczenia czasowe. Szczepionki Pfizer możemy przechowywać w postaci nierozrobionej tylko 120 godzin, czyli 5 dni. Musimy tego przestrzegać od godziny do godziny. Po rozpuszczeniu szczepionki mamy 6 godzin na podanie jej pacjentowi. To bardzo ważne.

Jak przebiegają rejestracje na szczepienie? Czy odbywa się to sprawnie?

Bardzo sprawnie. Każda przychodnia, w tym również nasza, wystawia tzw. sloty, czyli grafiki, ile osób szczepimy w dane dni. Część tych slotów to sloty wewnętrzne, czyli terminy szczepień umawiane dla pacjentów przychodni przez rejestratorki i sekretarki medyczne, natomiast sloty zewnętrzne są przeznaczone dla osób z całej Polski, które chcą się zarejestrować akurat w tej placówce. Funkcjonuje to bardzo dobrze, każdy dzień mamy zapełniony.

Czy ustalony przez rząd harmonogram pomaga w rejestracji i prowadzeniu szczepień czy to utrudnia?

Myślę, że zdecydowanie pomaga. Gdyby nie było wskazanych konkretnych roczników i grup, bardzo duża liczba osób chciałaby się zapisać w jednym momencie. To na pewno ułatwiło nam pracę.

Czy spotkała się Pani z pretensjami lub innymi negatywnymi reakcjami pacjentów, np. z powodu odległych terminów szczepień?

Nie, akurat w naszym ośrodku pacjenci są zadowoleni, ponieważ terminy są szybkie. Zbieramy same pozytywne opinie. Zapisują się do nas również pacjenci z innych ośrodków, gdzie terminy były dłuższe.

Pani Aniu, Pani Magdaleno, obie zajmują się Panie koordynacją punktu szczepień masowych w Kluczborku. Jak będzie wyglądał ten punkt szczepień?

Anna Zawalnicka: Punkt szczepień mamy przygotowany na cztery stanowiska kwalifikujące oraz dwanaście stanowisk do szczepienia. Do każdego stanowiska szczepień przypisane są pielęgniarka oraz sekretarka medyczna.

Za co odpowiadały Panie przy tym przedsięwzięciu?

Anna Zawalnicka: Wraz z zespołem technicznym obie odpowiadałyśmy za przygotowanie sali. Punkt szczepień trzeba było przygotować od zera, łącznie z położeniem specjalnej podłogi, stworzeniem stanowisk i wyposażeniem ich w sprzęt medyczny. Musimy być w pełni przygotowani nie tylko na samo szczepienie, ale również na możliwe powikłania, odczyny poszczepienne, nagłe sytuacje.

Magdalena Gnosowska: Ja odpowiadałam dodatkowo za weryfikację i szkolenie personelu. W naszym punkcie szczepień pracują wyłącznie pielęgniarki, które miały już do czynienia ze szczepieniami, więc szkolenie było czysto teoretyczne – jak wygląda szczepionka, jak należy ją rozpuścić i pobrać.

Z jakimi problemami spotkały się Panie przy organizacji punktu szczepień?

Anna Zawalnicka: Największym wyzwaniem był czas, ponieważ mieliśmy go bardzo mało. Cała organizacja przebiegła w ciągu dwóch tygodni. W organizacji bardzo pomogły władze miasta, które udostępniły halę i wsparły wyposażenie placówki finansowo. Niestety punkt szczepień nie zaczął działać wtedy, kiedy byliśmy na to gotowi, ponieważ nie dotarła dostawa szczepionek.

Rząd zapowiada, że w wakacje ma nastąpić otwarcie rejestracji dla wszystkich chętnych na szczepienia. Czy punkt szczepień, w którym Panie pracują, podoła obsłużeniu większej liczby pacjentów?

Anna Zawalnicka: Myślę, że problemem jest w tej chwili brak szczepionek, a nie zbyt duża liczba osób do zaszczepienia. Nasz punkt szczepień jest przygotowany na zwiększanie liczby wykonywanych szczepień. Jedyną blokadę stanowi brak szczepionek.

Co Panie sądzą o pomyśle rządu, by szczepienia wykonywać m.in. w dużych zakładach pracy?

Anna Zawalnicka: Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Placówka, w której wykonuje się szczepienia, musi być dostosowana do tego, żeby można było natychmiast udzielić pacjentowi pierwszej pomocy. W zakładach pracy nie ma zestawów przeciwwstrząsowych, całego osprzętowania medycznego, możliwości monitorowania pacjenta i udzielenia mu szybkiej pomocy. Dlatego powinniśmy skupić się na budowie masowych punktów szczepień takich jak nasz, w których wykwalifikowany personel dba o odpowiednie warunki i wyposażenie. Pacjent, przychodząc na szczepienie, powinien czuć się bezpiecznie, tak jak w każdej przychodni, w każdym szpitalu. Pacjent powinien być na pierwszym miejscu.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

.

Przeczytaj także: Pielęgniarka wśród najbardziej deficytowych zawodów w Polsce. Jakie są przyczyny?

Artykuł Praca pielęgniarki w punkcie szczepień przeciwko COVID-19 – jak naprawdę wygląda? pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
„Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia https://everethnews.pl/pielegniarka-ma-byc-jak-maszyna-ktora-pracuje-bez-przerwy-rozmowa-z-pielegniarka-na-obcasach-o-brakach-kadrowych-w-ochronie-zdrowia/ Thu, 16 Jul 2020 06:59:11 +0000 https://clean.everethnews.pl/?p=14245 „Pielęgniarek w Polsce brakuje dramatycznie. Od tych, które są, oczekuje się, że będą pracowały na dwa, trzy etaty, bez upominania

Więcej

Artykuł „Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
Ten tekst przeczytasz w 5 min.

„Pielęgniarek w Polsce brakuje dramatycznie. Od tych, które są, oczekuje się, że będą pracowały na dwa, trzy etaty, bez upominania się o swoje prawa. Jesteśmy kozłami ofiarnymi systemu” – mówi w rozmowie z Evereth News Anna Zawalnicka, autorka bloga Pielęgniarka na Obcasach.

Rozmawiała: Marta Bogucka

Pielęgniarstwo pozostaje w polskiej branży medycznej jednym z najbardziej deficytowych zawodów. Według statystyk średnia wieku polskiej pielęgniarki stale się zwiększa i obecnie jest to 52 lata. Jakie Pani zdaniem są przyczyny tego problemu? Dlaczego mamy tak mało młodych pielęgniarek?

Powodów jest kilka. Pierwszy, moim zdaniem najważniejszy, to brak prestiżu. Pielęgniarstwo nie jest w Polsce zawodem należycie docenianym ani szanowanym. To, jak jesteśmy postrzegane, negatywne stereotypy nie skłaniają młodych ludzi do wyboru tego zawodu.

Problemem nadal pozostają też wynagrodzenia. Nie tylko są one w wielu przypadkach za niskie, ale też nierówne, nieproporcjonalne.

Co ma Pani na myśli?

W niektórych placówkach pielęgniarki, w szczególności te z wykształceniem wyższym i specjalizacjami, zaczynają być doceniane finansowo i bardzo się z tego cieszymy. Nadal jednak występują dysproporcje w płacach pomiędzy szpitalami publicznymi i prywatnymi, pomiędzy placówkami w dużych miastach i małych miejscowościach. Jeżeli mamy osobę z małej miejscowości, gdzie na rynku nie ma konkurencyjności, to ona nie ma szansy na dobre zarobki. Może ewentualnie wyjechać do większego miasta, ale nie każdy się na to zdecyduje.

Jednym ze sposobów rozwiązania problemu deficytów kadrowych miało być wprowadzenie norm zatrudnienia pielęgniarek. Jak przepisy mają się w tym względzie do rzeczywistości?

Kiedy te przepisy wchodziły w życie, środowiska pielęgniarskie były pełne entuzjazmu. Liczyliśmy, że na dyżurach będzie więcej pielęgniarek, dzięki czemu pacjenci otrzymają lepszą, bardziej profesjonalną opiekę. Szpitale odniosły się jednak do norm zatrudnienia inaczej – nie poprzez zwiększenie liczby pielęgniarek, tylko zmniejszenie liczby łóżek. Trudno powiedzieć, czy dyrekcje próbowały w ten sposób zaoszczędzić, czy po prostu na tyle brakowało pracowników na rynku.

Faktem jest jednak, że dyżury, które odbywały się w obsadzie jednej, dwóch lub trzech pielęgniarek, są nadal prowadzone w ten sam sposób. Normy zatrudnienia nie wniosły więc nic.

Ile pracuje przeciętna polska pielęgniarka? Jak wygląda to z Pani perspektywy – ile czasu pochłania Pani praca, a ile zostaje go na odpoczynek i dla rodziny?

Jestem właśnie po 36-godzinnej zmianie. W ciągu miesiąca wyrabiam w dwóch miejscach pracy półtora do dwóch etatów. Większość pielęgniarek, które znam, też pracuje przynajmniej na dwa etaty.

Z czego to wynika?

Na początku jest to oczywiście kwestia zarobków. Wiadomo, że każda chciałaby chociaż trochę sobie dorobić. Potem jednak pojawia się presja w związku z brakami kadrowymi. Nawet jeżeli nie chce się brać dodatkowych dyżurów, planuje się dzień wolny, to i tak urywają się telefony od oddziałowych z prośbami o przyjście do pracy, bo nie ma kogo obstawić, nie ma jak ułożyć grafiku. I takie sytuacje są na porządku dziennym, tak to wygląda w każdym szpitalu. Pielęgniarki żyją z dyżuru na dyżur, od grafiku do grafiku. Koło się zamyka.

Z brakami kadrowymi wiąże się też kwestia bezpieczeństwa. W chwili obecnej w środowiskach pielęgniarskich głośno jest o zapisach tzw. Tarczy 4.0, według których za popełnienie błędu medycznego, również nieumyślne, grozi więzienie. Mniej pielęgniarek na dyżurze to więcej obowiązków, a więcej obowiązków to duże zmęczenie. Wtedy łatwiej o pomyłkę.

Tak, to ważny problem. Szczególnie w przypadku, kiedy w danej placówce nie pracuje się codziennie, tylko np. dojeżdża na dyżur raz w tygodniu. W takim przypadku muszę być bardziej czujna, zwracać większą uwagę na leki i zlecenia dla poszczególnych pacjentów, zwłaszcza jeśli jestem zmęczona po dyżurze w innym szpitalu, bo ryzyko błędu jest wtedy bardzo duże.

Firmy farmaceutyczne też nie ułatwiają nam pracy. Wcześniej było tak, że leki jednej firmy łatwo było odróżnić – jeden miał pomarańczowe opakowanie, inny zielone. Teraz wszystkie są białe, z tą samą szatą graficzną, tą samą czcionką. W pośpiechu, będąc zmęczonym, naprawdę łatwo popełnić błąd, który może mieć bardzo poważne konsekwencje. Zarówno dla pacjenta, jak i dla nas.

Z powodu braków kadrowych zagrożone może być nie tylko bezpieczeństwo pacjentów, ale również personelu. Niektóre zlecenia powinny być wykonywane przez kilka pielęgniarek, ale ograniczona obsada dyżurów nie zawsze na to pozwala.

Pielęgniarka według zasad BHP może dźwigać maksymalnie 20 kg. Co jeżeli trzeba podnieść lub obrócić pacjenta, który waży 100 kg? Teoretycznie powinno to robić pięć pielęgniarek, na dyżurze są tylko dwie. Trzeba poprosić o pomoc lekarza, ale czasami usłyszy się, że lekarz nie jest od dźwigania pacjenta. Według przepisów BHP w takim przypadku pacjenta trzeba zostawić, ale tego przecież nie zrobimy. Przepisy BHP obowiązujące w szpitalach nijak mają się do realiów pracy pielęgniarek. I to nawet pomimo tego, że pracodawcy zapewniają dodatkowe sprzęty, rolki, wałki do podnoszenia, transportery. I tak dźwigamy więcej niż powinnyśmy.

Problem braków kadrowych uwidocznił się jeszcze bardziej w czasie epidemii. Dopiero ona dobitnie pokazała, że w polskim systemie dramatycznie brakuje pielęgniarek.

Tak, to prawda. Wystarczy, że jedna pielęgniarka pójdzie na kwarantannę, żeby posypały się grafiki na dwóch lub trzech oddziałach, a nawet w kilku szpitalach. W dobie epidemii pielęgniarka stała się kozłem ofiarnym systemu. Przestały nas obowiązywać prawa gwarantowane przez Kodeks pracy. Nagle okazało się, że możemy pracować na doby, pracodawca może nas ściągnąć z urlopu lub nie dać urlopu, wprowadzić dyżury pod telefonem za niższą stawkę. Potraktowano nas jak niezniszczalne maszyny, które po prostu mają pracować, nie mają żadnych praw, nie mogą się o nic upomnieć. Nie wyobrażam sobie, jak młodzi ludzie mieliby, patrząc na tę sytuację, decydować się na pielęgniarstwo. Wiem, że ja wobec tego, co się dzieje, nie mogłabym już z czystym sumieniem polecić tego zawodu.

Dziury kadrowe próbowano w ostatnim czasie łatać poprzez wprowadzanie nowych przepisów. Pojawiły się takie inicjatywy jak likwidacja niektórych specjalizacji dla pielęgniarek czy powrót do kształcenia w liceach medycznych. Czy Pani zdaniem to dobry sposób na rozwiązanie problemu?

To najgorsza decyzja, jaką rządzący mogli podjąć. Pielęgniarstwo nie może się cofać. Polska pielęgniarka z wyższym wykształceniem to wartościowy pracownik, ma dużą wiedzę i szerokie kompetencje, może pracować w wielu państwach Unii Europejskiej. Powrót do liceów medycznych i likwidacja specjalizacji to byłby krok w tył, którego konsekwencją byłaby dla pielęgniarek utrata profesjonalizmu i samodzielności. Wróciłybyśmy do czasów, kiedy pielęgniarki były tylko pomocnicami lekarzy. Nie możemy się na to zgodzić.

Jak w takim razie Pani zdaniem można rozwiązać problem braku kadr?

W szpitalach powinno być zatrudnianych więcej opiekunów medycznych. W tym momencie spotyka się ich tylko na oddziałach internistycznych, na geriatrii, w zakładach opieki lecznicej oraz w domach pomocy społecznej, a potrzebni są na każdym oddziale. Wszędzie zdarzają się pacjenci leżący, którzy potrzebują pełnej toalety ciała, regularnego zmieniania pozycji, kontrolowania parametrów życiowych i płynów. Opiekun medyczny mógłby z powodzeniem wspierać pielęgniarkę w tego rodzaju obowiązkach. Mógłby być naprawdę wartościowym i potrzebnym członkiem zespołu terapeutycznego. Dzięki jego pomocy dyżury stałyby się dla pielęgniarek dużo łatwiejsze. Mając takie wsparcie, mogłybyśmy się skupić na swoich obowiązkach, poświęcić pacjentom więcej uwagi, wykonywać swoją pracę efektywniej. Wszyscy by na tym zyskali – i my, pielęgniarki, i pacjenci, i cały system.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Co drugi lek kupowany w internecie może być sfałszowany. Jak się przed tym uchronić?

Artykuł „Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
„Wiedziałyście, na co się piszecie”. Pielęgniarki stawiają czoła epidemicznemu hejtowi https://everethnews.pl/wiedzialyscie-na-co-sie-piszecie-pielegniarki-stawiaja-czola-epidemicznemu-hejtowi/ Thu, 23 Apr 2020 06:56:20 +0000 https://clean.everethnews.pl/?p=13349 Autor: Marta Bogucka „Same wybrałyście sobie zawód, więc teraz nie narzekajcie, że macie ciężko” – takie komentarze pojawiają się na

Więcej

Artykuł „Wiedziałyście, na co się piszecie”. Pielęgniarki stawiają czoła epidemicznemu hejtowi pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
Ten tekst przeczytasz w 4 min.

Autor: Marta Bogucka

„Same wybrałyście sobie zawód, więc teraz nie narzekajcie, że macie ciężko” – takie komentarze pojawiają się na blogu Anny Zawalnickiej, znanej jako Pielęgniarka na Obcasach. Jak zwraca uwagę pielęgniarka, ona i jej koleżanki po fachu muszą w obecnej sytuacji stawić czoła nie tylko koronawirusowi. Dodatkowym problemem stają się narastająca w społeczeństwie agresja, ostracyzm, piętnowanie i krytyka.

Oklaski na pokaz

W ostatnim czasie w mediach ukazywało się dużo informacji o wdzięczności i szacunku dla medyków walczących z epidemią koronawirusa. Pojawiały się oklaski, słowa uznania, podziękowania, inicjatywy mające wspierać pracowników szpitali. Anna Zawalnicka zwraca jednak uwagę, że pielęgniarki nie oczekują oklasków. Zwłaszcza, jeśli są one nieszczere.

– Kierownictwo jednej z sieci supermarketów ogłosiło, że pracownicy ochrony zdrowia mogą u nich zrobić zakupy bez kolejki. Chciałam skorzystać z tej możliwości, ale w praktyce okazało się, że mam pierwszeństwo tylko w kolejce do kas, gdzie teraz i tak nie ma kolejek. Pod sklepem musiałam odstać swoje jak wszyscy, chociaż byłam po nocnym dyżurze w szpitalu. Market po prostu zrobił sobie naszym kosztem akcję promocyjną, która w rzeczywistości nie zapewnia żadnych ułatwień. Takie przykłady można mnożyć – podkreśla pielęgniarka.

Pod przychodnią się nie klaszcze

Anna Zawalnicka zwraca uwagę, że podziw i wdzięczność szybko ustępują frustracji i krytyce, kiedy trzeba bezpośrednio się zmierzyć z trudnymi realiami epidemii:

– Ludzie chwalą służbę zdrowia i jej dziękują, ale tylko do momentu, kiedy przekonują się na własnej skórze, jak wygląda praca placówek medycznych podczas epidemii – tłumaczy pielęgniarka. – Kiedy trzeba dostosować się do ograniczeń i zakazów, pojawia się frustracja. Pacjenci nie rozumieją, dlaczego nie mogą wejść do poczekalni lub gabinetu, kiedy potrzebują recepty albo prostej diagnozy, dlaczego nie mogą swobodnie porozmawiać z lekarzem, tylko muszą się porozumiewać z personelem przez specjalne okienko, często stojąc na dworze. Pacjenci w wielu przypadkach są oburzeni, że traktuje się ich jak „podejrzanych”, odgradza się ich, skoro sami są przekonani, że nie są zarażeni koronawirusem, nie stwarzają ryzyka. Na personel medyczny spada krytyka, że za bardzo się chronimy, że przesadzamy. Czekając pod przychodnią, nikt już dla nas nie klaszcze – podsumowuje pielęgniarka. 

„Nie macie prawa narzekać”

Jak tłumaczy Anna Zawalnicka, nie tylko nowe, trudne realia epidemii są źródłem napięć i krytyki ze strony pacjentów. Dużą rolę odgrywa także niewiedza, zarówno o samym wirusie i sposobach jego rozprzestrzeniania, ale także o tym, jak trudne są warunki pracy kadry medycznej w czasie epidemii.

– Jeżeli pielęgniarka zwróci uwagę na to, że system jest niewydolny w obliczu epidemii, że w szpitalach jest za mało personelu, brakuje środków ochronnych, pielęgniarki są przepracowane, zmęczone, żyją w stresie i strachu o zdrowie swoje i swoich bliskich, może usłyszeć: „Sama wybrałaś sobie taki zawód, więc nie narzekaj”. Takie komentarze czytam na swoim blogu – mówi Anna Zawalnicka. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ciężko pracuje się przez 12 godzin w pełnym ekwipunku, bez możliwości zrobienia przerwy na posiłek czy toaletę częściej niż raz na kilka godzin. Chciałabym, żeby osoby, które piszą takie komentarze, mogły zobaczyć na własne oczy, jak wygląda dyżur pielęgniarki podczas epidemii. Może to wzbudziłoby refleksję – podsumowuje pielęgniarka.

Anna Zawalnicka zwraca także uwagę na inny problem związany z niewiedzą społeczeństwa odnośnie realiów polskiego systemu ochrony zdrowia:

– Minister zdrowia zalecił, by pielęgniarki nie pracowały podczas epidemii w więcej niż jednej placówce. Dla zwykłego obywatela przekaz był jasny: pielęgniarki jeżdżą między szpitalami, roznoszą wirusa, bo są pazerne i lekkomyślne. Ludzie nie mają pojęcia, że gdyby zakazać pracy w kilku placówkach jednocześnie, wiele szpitali po prostu by się zamknęło z powodu braku personelu. Tutaj nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o niewydolność systemu. Ludzie nie są tego świadomi i po raz kolejny krytyka spada na nas – podsumowuje Anna Zawalnicka.

Strach ma wielkie oczy

Anna Zawalnicka zwraca uwagę, że niewiedza może mieć znacznie groźniejsze skutki niż tylko lekceważenie. Związany z nią strach może prowadzić do agresji i wykluczenia.

– Kilka dni temu media społecznościowe obiegła informacja o piekarni, której właściciele prosili, by przedstawiciele służby zdrowia nie robili w ich zakładzie zakupów. Słyszałam o pielęgniarce, której mąż został zwolniony z pracy ze względu na to, gdzie pracuje jego żona. Do żłobków i przedszkoli nie wpuszcza się dzieci medyków. Strach przed zarażeniem wyzwala w ludziach agresję, a medycy stają się jej obiektem. Pielęgniarki są wykluczane z sąsiedzkich społeczności, szykanowane, nawet obrażane. To przykre i upokarzające, bo przecież my, pielęgniarki, codziennie walczymy o zdrowie i życie wielu ludzi, a w zamian za to traktuje się nas jak wyrzutków, jak źródło zagrożenia.

Pielęgniarka pielęgniarce wilkiem

Anna Zawalnicka zauważa, że hejt, krytyka i ostracyzm podczas epidemii dotykają pielęgniarki nie tylko z zewnątrz, ze strony społeczeństwa, ale też ze strony innych pielęgniarek.

– Wiele pielęgniarek uważa, że wybierając ten zawód, powinnyśmy zawsze kierować się powołaniem, nawet jeżeli ryzykujemy w ten sposób zdrowie i bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin. Nie zgadzam się z tym. Pielęgniarstwo to zawód jak każdy inny. Musimy przede wszystkim myśleć o potrzebach naszych i naszych najbliższych – apeluje Anna Zawalnicka. – Pielęgniarki, które mają dzieci i w trakcie epidemii przebywają na zasiłkach opiekuńczych, a także te, które dostają wezwania do placówek zakaźnych i przedstawiają L4 albo po prostu nie stawiają się do pracy, są przez inne pielęgniarki poddawane krytyce. Oskarża się je, że uciekają od pracy w tak ważnym momencie, krytykuje się, że nie chcą się poświęcić, że zostawiają resztę zespołu samą. Ale to przecież jest osobista decyzja każdej z nas. Nie mamy prawa oceniać osób, które nie czują się na siłach, żeby pracować teraz w szpitalach zakaźnych, stawać na pierwszej linii frontu walki z wirusem. Jesteśmy tylko ludźmi.

Krajobraz po wojnie

– Hejt nie jest jedyną reakcją, z jaką się spotykam. Zetknęłam się też z dobrymi ludźmi, którzy potrafią okazać troskę, zainteresowanie, empatię. Są firmy, które sponsorują nam środki ochronne. Jestem im po stokroć wdzięczna. Nie zmienia to jednak faktu, że nie powinno być tak, że pracownicy nowoczesnego systemu ochrony zdrowia muszą liczyć na czyjąś dobrą wolę. Powinno za to odpowiadać państwo – podkreśla Anna Zawalnicka. – Dlatego uważam, że kiedy pandemia się skończy, każda nowoczesna pielęgniarka będzie chciała, żeby system się zmienił. Potrzebujemy docenienia finansowego, tak żebyśmy mogły godnie zarabiać na jednym etacie i pracować w bezpiecznych, komfortowych warunkach. Nie o to chodzi, żeby społeczeństwo teraz nam klaskało, a po pandemii wróciło do postrzegania nas jako siostry od picia kawy.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Szybkie testy na koronawirusa dotarły do Polski. Czy są skuteczne?

Artykuł „Wiedziałyście, na co się piszecie”. Pielęgniarki stawiają czoła epidemicznemu hejtowi pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>