Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/kaimalak/clean.everethnews.pl/public_html/index.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/kaimalak/clean.everethnews.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
wywiad z blogerką - Evereth News https://everethnews.pl/tag/wywiad-z-blogerka/ Jesteśmy blisko zdrowia Sat, 18 Jul 2020 08:12:43 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 „Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia https://everethnews.pl/pielegniarka-ma-byc-jak-maszyna-ktora-pracuje-bez-przerwy-rozmowa-z-pielegniarka-na-obcasach-o-brakach-kadrowych-w-ochronie-zdrowia/ Thu, 16 Jul 2020 06:59:11 +0000 https://clean.everethnews.pl/?p=14245 „Pielęgniarek w Polsce brakuje dramatycznie. Od tych, które są, oczekuje się, że będą pracowały na dwa, trzy etaty, bez upominania

Więcej

Artykuł „Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
Ten tekst przeczytasz w 5 min.

„Pielęgniarek w Polsce brakuje dramatycznie. Od tych, które są, oczekuje się, że będą pracowały na dwa, trzy etaty, bez upominania się o swoje prawa. Jesteśmy kozłami ofiarnymi systemu” – mówi w rozmowie z Evereth News Anna Zawalnicka, autorka bloga Pielęgniarka na Obcasach.

Rozmawiała: Marta Bogucka

Pielęgniarstwo pozostaje w polskiej branży medycznej jednym z najbardziej deficytowych zawodów. Według statystyk średnia wieku polskiej pielęgniarki stale się zwiększa i obecnie jest to 52 lata. Jakie Pani zdaniem są przyczyny tego problemu? Dlaczego mamy tak mało młodych pielęgniarek?

Powodów jest kilka. Pierwszy, moim zdaniem najważniejszy, to brak prestiżu. Pielęgniarstwo nie jest w Polsce zawodem należycie docenianym ani szanowanym. To, jak jesteśmy postrzegane, negatywne stereotypy nie skłaniają młodych ludzi do wyboru tego zawodu.

Problemem nadal pozostają też wynagrodzenia. Nie tylko są one w wielu przypadkach za niskie, ale też nierówne, nieproporcjonalne.

Co ma Pani na myśli?

W niektórych placówkach pielęgniarki, w szczególności te z wykształceniem wyższym i specjalizacjami, zaczynają być doceniane finansowo i bardzo się z tego cieszymy. Nadal jednak występują dysproporcje w płacach pomiędzy szpitalami publicznymi i prywatnymi, pomiędzy placówkami w dużych miastach i małych miejscowościach. Jeżeli mamy osobę z małej miejscowości, gdzie na rynku nie ma konkurencyjności, to ona nie ma szansy na dobre zarobki. Może ewentualnie wyjechać do większego miasta, ale nie każdy się na to zdecyduje.

Jednym ze sposobów rozwiązania problemu deficytów kadrowych miało być wprowadzenie norm zatrudnienia pielęgniarek. Jak przepisy mają się w tym względzie do rzeczywistości?

Kiedy te przepisy wchodziły w życie, środowiska pielęgniarskie były pełne entuzjazmu. Liczyliśmy, że na dyżurach będzie więcej pielęgniarek, dzięki czemu pacjenci otrzymają lepszą, bardziej profesjonalną opiekę. Szpitale odniosły się jednak do norm zatrudnienia inaczej – nie poprzez zwiększenie liczby pielęgniarek, tylko zmniejszenie liczby łóżek. Trudno powiedzieć, czy dyrekcje próbowały w ten sposób zaoszczędzić, czy po prostu na tyle brakowało pracowników na rynku.

Faktem jest jednak, że dyżury, które odbywały się w obsadzie jednej, dwóch lub trzech pielęgniarek, są nadal prowadzone w ten sam sposób. Normy zatrudnienia nie wniosły więc nic.

Ile pracuje przeciętna polska pielęgniarka? Jak wygląda to z Pani perspektywy – ile czasu pochłania Pani praca, a ile zostaje go na odpoczynek i dla rodziny?

Jestem właśnie po 36-godzinnej zmianie. W ciągu miesiąca wyrabiam w dwóch miejscach pracy półtora do dwóch etatów. Większość pielęgniarek, które znam, też pracuje przynajmniej na dwa etaty.

Z czego to wynika?

Na początku jest to oczywiście kwestia zarobków. Wiadomo, że każda chciałaby chociaż trochę sobie dorobić. Potem jednak pojawia się presja w związku z brakami kadrowymi. Nawet jeżeli nie chce się brać dodatkowych dyżurów, planuje się dzień wolny, to i tak urywają się telefony od oddziałowych z prośbami o przyjście do pracy, bo nie ma kogo obstawić, nie ma jak ułożyć grafiku. I takie sytuacje są na porządku dziennym, tak to wygląda w każdym szpitalu. Pielęgniarki żyją z dyżuru na dyżur, od grafiku do grafiku. Koło się zamyka.

Z brakami kadrowymi wiąże się też kwestia bezpieczeństwa. W chwili obecnej w środowiskach pielęgniarskich głośno jest o zapisach tzw. Tarczy 4.0, według których za popełnienie błędu medycznego, również nieumyślne, grozi więzienie. Mniej pielęgniarek na dyżurze to więcej obowiązków, a więcej obowiązków to duże zmęczenie. Wtedy łatwiej o pomyłkę.

Tak, to ważny problem. Szczególnie w przypadku, kiedy w danej placówce nie pracuje się codziennie, tylko np. dojeżdża na dyżur raz w tygodniu. W takim przypadku muszę być bardziej czujna, zwracać większą uwagę na leki i zlecenia dla poszczególnych pacjentów, zwłaszcza jeśli jestem zmęczona po dyżurze w innym szpitalu, bo ryzyko błędu jest wtedy bardzo duże.

Firmy farmaceutyczne też nie ułatwiają nam pracy. Wcześniej było tak, że leki jednej firmy łatwo było odróżnić – jeden miał pomarańczowe opakowanie, inny zielone. Teraz wszystkie są białe, z tą samą szatą graficzną, tą samą czcionką. W pośpiechu, będąc zmęczonym, naprawdę łatwo popełnić błąd, który może mieć bardzo poważne konsekwencje. Zarówno dla pacjenta, jak i dla nas.

Z powodu braków kadrowych zagrożone może być nie tylko bezpieczeństwo pacjentów, ale również personelu. Niektóre zlecenia powinny być wykonywane przez kilka pielęgniarek, ale ograniczona obsada dyżurów nie zawsze na to pozwala.

Pielęgniarka według zasad BHP może dźwigać maksymalnie 20 kg. Co jeżeli trzeba podnieść lub obrócić pacjenta, który waży 100 kg? Teoretycznie powinno to robić pięć pielęgniarek, na dyżurze są tylko dwie. Trzeba poprosić o pomoc lekarza, ale czasami usłyszy się, że lekarz nie jest od dźwigania pacjenta. Według przepisów BHP w takim przypadku pacjenta trzeba zostawić, ale tego przecież nie zrobimy. Przepisy BHP obowiązujące w szpitalach nijak mają się do realiów pracy pielęgniarek. I to nawet pomimo tego, że pracodawcy zapewniają dodatkowe sprzęty, rolki, wałki do podnoszenia, transportery. I tak dźwigamy więcej niż powinnyśmy.

Problem braków kadrowych uwidocznił się jeszcze bardziej w czasie epidemii. Dopiero ona dobitnie pokazała, że w polskim systemie dramatycznie brakuje pielęgniarek.

Tak, to prawda. Wystarczy, że jedna pielęgniarka pójdzie na kwarantannę, żeby posypały się grafiki na dwóch lub trzech oddziałach, a nawet w kilku szpitalach. W dobie epidemii pielęgniarka stała się kozłem ofiarnym systemu. Przestały nas obowiązywać prawa gwarantowane przez Kodeks pracy. Nagle okazało się, że możemy pracować na doby, pracodawca może nas ściągnąć z urlopu lub nie dać urlopu, wprowadzić dyżury pod telefonem za niższą stawkę. Potraktowano nas jak niezniszczalne maszyny, które po prostu mają pracować, nie mają żadnych praw, nie mogą się o nic upomnieć. Nie wyobrażam sobie, jak młodzi ludzie mieliby, patrząc na tę sytuację, decydować się na pielęgniarstwo. Wiem, że ja wobec tego, co się dzieje, nie mogłabym już z czystym sumieniem polecić tego zawodu.

Dziury kadrowe próbowano w ostatnim czasie łatać poprzez wprowadzanie nowych przepisów. Pojawiły się takie inicjatywy jak likwidacja niektórych specjalizacji dla pielęgniarek czy powrót do kształcenia w liceach medycznych. Czy Pani zdaniem to dobry sposób na rozwiązanie problemu?

To najgorsza decyzja, jaką rządzący mogli podjąć. Pielęgniarstwo nie może się cofać. Polska pielęgniarka z wyższym wykształceniem to wartościowy pracownik, ma dużą wiedzę i szerokie kompetencje, może pracować w wielu państwach Unii Europejskiej. Powrót do liceów medycznych i likwidacja specjalizacji to byłby krok w tył, którego konsekwencją byłaby dla pielęgniarek utrata profesjonalizmu i samodzielności. Wróciłybyśmy do czasów, kiedy pielęgniarki były tylko pomocnicami lekarzy. Nie możemy się na to zgodzić.

Jak w takim razie Pani zdaniem można rozwiązać problem braku kadr?

W szpitalach powinno być zatrudnianych więcej opiekunów medycznych. W tym momencie spotyka się ich tylko na oddziałach internistycznych, na geriatrii, w zakładach opieki lecznicej oraz w domach pomocy społecznej, a potrzebni są na każdym oddziale. Wszędzie zdarzają się pacjenci leżący, którzy potrzebują pełnej toalety ciała, regularnego zmieniania pozycji, kontrolowania parametrów życiowych i płynów. Opiekun medyczny mógłby z powodzeniem wspierać pielęgniarkę w tego rodzaju obowiązkach. Mógłby być naprawdę wartościowym i potrzebnym członkiem zespołu terapeutycznego. Dzięki jego pomocy dyżury stałyby się dla pielęgniarek dużo łatwiejsze. Mając takie wsparcie, mogłybyśmy się skupić na swoich obowiązkach, poświęcić pacjentom więcej uwagi, wykonywać swoją pracę efektywniej. Wszyscy by na tym zyskali – i my, pielęgniarki, i pacjenci, i cały system.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Co drugi lek kupowany w internecie może być sfałszowany. Jak się przed tym uchronić?

Artykuł „Pielęgniarka ma być jak maszyna, która pracuje bez przerwy” – rozmowa z Pielęgniarką na Obcasach o brakach kadrowych w ochronie zdrowia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
„To nie jest praca dla ludzi o słabym charakterze” – rozmowa z autorką bloga SOR-townia https://everethnews.pl/to-nie-jest-praca-dla-ludzi-o-slabym-charakterze-rozmowa-z-autorka-bloga-sor-townia/ Thu, 09 Jul 2020 07:02:44 +0000 https://clean.everethnews.pl/?p=14192 Rozmawiała: Marta Bogucka– Nie raz usłyszałam od pacjenta: „Jak długo jeszcze będę czekać?! Przecież pani nic teraz nie robi!”. Dobrze,

Więcej

Artykuł „To nie jest praca dla ludzi o słabym charakterze” – rozmowa z autorką bloga SOR-townia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>
Ten tekst przeczytasz w 6 min.

Rozmawiała: Marta Bogucka
– Nie raz usłyszałam od pacjenta: „Jak długo jeszcze będę czekać?! Przecież pani nic teraz nie robi!”. Dobrze, że dodają słowo „teraz”, bo jeszcze pięć minut wcześniej asystowałam przy szyciu rany – mówi autorka bloga „SOR-townia”, młoda pielęgniarka pracująca na szpitalnym oddziale ratunkowym. W rozmowie z Evereth News opowiada o tym, jak wyglądają pielęgniarskie początki i kiedy praca na SOR bywa najtrudniejsza.

Dlaczego zdecydowała się Pani zostać pielęgniarką? Czy dla Pani pielęgniarstwo to powołanie czy zawód? Jest Pani dumna ze swojej pracy?

Jestem dumna z tego, że jestem pielęgniarką, ale w moim przypadku nie było tak, że wybrałam ten zawód z powołania. To, że zostałam pielęgniarką, zawdzięczam mojej babci. To ona wskazała mi kierunek, kiedy nie wiedziałam, czym chciałabym się zajmować w życiu. Pewnego razu usiadła obok mnie i powiedziała, że kiedy była młoda, chciała zostać pielęgniarką. Zapytała, czy ja nie chciałabym o tym pomyśleć. Pomyślałam – i stało się. Skończyłam studia, wiele kursów, jestem w trakcie specjalizacji ratunkowej.

Dla mnie bycie pielęgniarką to przede wszystkim praca, którą lubię. Pomimo wielu ciężkich sytuacji nie zmieniłabym jej na żadną inną.

Wspomina Pani o robieniu specjalizacji. Czy epidemia koronawirusa wpłynęła na Pani plany zawodowe, utrudniła ich realizację lub zmusiła do zmiany lub odłożenia w czasie zamierzonych celów?

Epidemia rzeczywiście utrudniła realizację moich celów zawodowych, w tym również  ukończenie specjalizacji. Niestety wszystkie zajęcia zostały odwołane, ale rozumiem tę decyzję, ponieważ była podyktowana powagą sytuacji, w której się znajdujemy. Najbardziej żałowałam, że odwołano kurs „RKO noworodka”. Dzieci to pacjenci, którzy są trudni w opiece, ponieważ rzadko mamy z nimi do czynienia. 

Mimo wszystko z optymizmem patrzę w przyszłość. Gdy tylko będzie to możliwe, dokończę specjalizację, zrobię wszystkie zaplanowane kursy, tak by móc jak najlepiej robić to, co kocham – ratować życie drugiego człowieka.

Pracuje Pani na szpitalnym oddziale ratunkowym. Czy Pani zdaniem ta jednostka to dobry wybór na pierwszą pracę po zakończeniu studiów? Jakie są jej wady i zalety?

Szpitalny oddział ratunkowy to idealne miejsce na pierwszą pracę, ponieważ ma się tam styczność z bardzo różnorodnymi przypadkami, poczynając od zwykłych skaleczeń, aż po nagłe zatrzymanie krążenia. Dzięki temu zdobywamy bardzo duże doświadczenie, wraz z każdym pacjentem można się nauczyć czegoś nowego.

Z drugiej strony SOR to na pewno nie jest miejsce pracy dla kogoś, kto lubi usystematyzowaną, przewidywalną pracę. Na oddziale istnieje pewna rutyna – zabiegi, podawanie leków, toaleta. Na SOR nigdy nie wiadomo, co się wydarzy podczas dyżuru. Kiedy myślimy, że widzieliśmy już wszystko, trafia do nas kolejny pacjent, który potrafi nas zaskoczyć.

Praca na SOR nie jest też dla ludzi o słabym charakterze. Chociaż robimy, co w naszej mocy, by każdy pacjent otrzymał pomoc i spędził na SOR jak najmniej czasu, często stajemy się obiektem ataków, ponieważ w sytuacjach nagłych, kryzysowych, trudno jest zapanować nad emocjami i stresem. Nie każdy będzie umiał znieść krzyki, pretensje i wyzwiska. Poza tym wielu pacjentów przywożonych przez karetki ma poważne problemy z higieną. Przyjeżdżają do nas z różnymi pasożytami, z częściami ciała w stanie rozpadu. Zajmowanie się takimi pacjentami również wymaga silnych nerwów.

Czy pamięta Pani swój pierwszy dyżur na SOR? Co Pani wtedy czuła?

Doskonale pamiętam swój pierwszy dyżur. Czułam się bardzo niepewnie i bałam się, czy nie zrobię czegoś źle. Na początku nie potrafiłam dobrze założyć wenflonu, a EKG było dla mnie niezrozumiałym szlaczkiem. Oczywiście z czasem nauczyłam się tego wszystkiego i tak naprawdę nadal uczę się nowych rzeczy.

W trakcie epidemii głośno zrobiło się na temat problemu hejtu wobec pracowników ochrony zdrowia. Czy Pani zdaniem praca na szpitalnym oddziale ratunkowym uczy radzenia sobie z negatywnymi reakcjami pacjentów, przyzwyczaja do nich? W jaki sposób Pani reaguje na przykre, stresujące sytuacje związane z zachowaniem pacjentów?

Praca na oddziale ratunkowym to prawdziwa szkoła życia. Nie raz zdarzyło się, że pacjent mnie opluł, zwyzywał. W naszym kraju nie ma wysokich kar za znieważenie czy nawet przemoc fizyczną wobec medyków. Zbyt wiele incydentów uchodzi płazem. Podczas epidemii niestety zwiększyła się skala takich sytuacji. Przypadki dewastowania aut, domów, stosowania gróźb, wyzwisk… Z tego powodu coraz mniej osób chce się kształcić na pielęgniarkę czy ratownika medycznego. Braki kadrowe już teraz są ogromne, a jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat nie będzie miał nas kto ratować.

Mój sposób na odreagowanie przykrych sytuacji w pracy to długie spacery w spokojnej okolicy, z dala od ludzi. Pomagają mi też rozmowy z najlepszym przyjacielem – moim mężem.

Ze szpitalnymi oddziałami ratunkowymi wiąże się wiele negatywnych stereotypów. Wielu pacjentów uważa, że to miejsce, gdzie nikt się nimi nie interesuje i nie sposób otrzymać pomoc. Jak to wygląda z perspektywy pielęgniarki?

Jedną z przyczyn, dla których SOR-y są tak przepełnione i niewydolne, jest to, że trafiają do nich pacjenci, którzy wcale nie potrzebują pilnej pomocy. Często się zdarza, że podczas wstępnej segregacji dowiaduję się od pacjenta, że jego dolegliwości trwają od dwóch miesięcy albo że pomimo pilnego skierowania zwlekał przez kilka dni z przyjściem do szpitala. Wielu z tych pacjentów mogłoby i powinno udać się do lekarza rodzinnego lub do nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, ale przychodzą na SOR, ponieważ wydaje im się, że dzięki temu otrzymają diagnozę czy receptę szybciej. 

Pacjenci na SOR są też często bardzo roszczeniowi. Każdemu wydaje się, że to jego boli najmocniej i to on powinien otrzymać pomoc jako pierwszy. Mają do nas pretensje, że muszą czekać na swoją kolej. Nie raz usłyszałam od pacjenta: „Jak długo jeszcze będę czekać?! Przecież pani nic teraz nie robi!”. Dobrze, że dodają słowo „teraz”, bo jeszcze pięć minut wcześniej asystowałam przy szyciu rany…

Ludzie nie rozumieją, że to nie od zespołu medycznego zależy, ile będą czekać od momentu przyjęcia na SOR do chwili, gdy zostanie podjęta decyzja o przyjęciu na oddział lub odesłaniu do domu. To na mnie jako pielęgniarce skupia się złość i frustracja pacjenta, tymczasem ja nie wiem, ile czasu zajmą laborantom badania, nie mam wpływu na to, jak długo będzie się wchłaniać podłączona kroplówka. I co najważniejsze: nie mogę przewidzieć, czy za chwilę nie nastąpi gdzieś poważny wypadek i nie trafi do nas 10 ciężko rannych osób, którymi trzeba będzie zająć się najpierw…

Pamiętam, jak kiedyś prowadziliśmy resuscytację na sali reanimacyjnej. Na salę dosłownie wparowała jakaś kobieta i zaczęła się uskarżać, że od dwóch godzin czeka na wyniki. Zapytałam, czy nie widzi, co robimy. Widziała – i awanturowała się dalej.

W jednym z postów na swoim blogu porusza Pani także kwestię solidarności pomiędzy pielęgniarkami. Czy mogłaby Pani opowiedzieć o swoich doświadczeniach w tej kwestii – czy na początku drogi zawodowej częściej spotykała się Pani z życzliwością koleżanek po fachu, czy też zdarzały się wrogie reakcje? Jak jest teraz, a jak Pani zdaniem powinno być?

Moje wyobrażenia bardzo szybko zweryfikowała rzeczywistość. Pierwsza praca, pierwszy dyżur. Byłam bardzo zagubiona. Miałam nadzieję, że ktoś mi wszystko pokaże. Rozumiałam, że pielęgniarki pracujące na oddziale są zajęte, dlatego kiedy czegoś nie wiedziałam, sama zadawałam pytania. Byłam podekscytowana pierwszymi pacjentami. Zapytałam o coś starszą koleżankę i jaką odpowiedź  usłyszałam? „Nie jesteś tu na praktykach, musisz to wiedzieć, będziesz miała za to płacone”. Te słowa zapamiętam do końca życia.

Jest niestety trochę prawdy w tym, że środowisko pielęgniarek i położnych to jedna z bardziej skonfliktowanych grup zawodowych, w której brak jedności i wzajemnego szacunku. Zdarzają się niepotrzebne konflikty, które nie zawsze udaje się rozwiązać między sobą. Są też jednak oczywiście cudowne osoby i jest ich na szczęście znacznie więcej.

Atmosfera i relacje między personelem mają ogromny wpływ na postrzeganie naszego środowiska zawodowego przez pacjentów. Przecież najważniejsza jest współpraca. Kiedy przychodzi do pracy osoba po studiach, staram się jej zawsze wszystko wytłumaczyć, pokazać i traktować ją tak, jak ja chciałam, żeby mnie traktowano, kiedy zaczynałam swoją pierwszą pracę. Uważam, że takie podejście jest właściwe i powinno być jak najbardziej rozpowszechnione.

Obecnie temat epidemii zaczyna cichnąć, wiele osób zaczyna zapominać o zagrożeniu, przestaje stosować środki bezpieczeństwa. Co Pani sądzi o tej sytuacji? Czy patrzy Pani w przyszłość z obawą, czy też z optymizmem?

Kiedy o pandemii było głośno w mediach, ludzie bili nam, medykom, brawo, a SOR wyglądał jak opuszczone miejsce, bo pacjenci w obawie przed wirusem rezygnowali ze zgłaszania błahych dolegliwości. Właśnie wtedy najbardziej lubiłam chodzić do pracy, ponieważ wiedziałam, że to, co robię, ma sens. Przyjeżdżali do szpitala tylko ci, którzy naprawdę potrzebowali pomocy.

Teraz wszystko pozornie wróciło do normy. W oczach ludzi znów jesteśmy nierobami pijącymi kawę. Ludzie przestają wierzyć w istnienie wirusa. Ja wiem, że ten wróg istnieje. Zazdroszczę osobom, które nie znają nikogo, kto zachorował, i jednocześnie trzymam kciuki, żeby tak zostało. Kiedy zakładam na siebie zupełnie nieprzewiewny kombinezon i maskę, która po ściągnięciu zostawia ślady na mojej twarzy, zastanawiam się, kiedy to się skończy. Bardzo bym chciała, żeby w statystykach było 0 zarażonych. Żeby tak się stało, musimy razem zadbać o swoje bezpieczeństwo. W weekend przejeżdżałam przez miejscowość wypoczynkową. Na deptaku były dziesiątki ludzi, bez maseczek. Jedni jedli lody, inni rozmawiali. Nad zalewem leży koc obok koca. W sklepach też nie widzę, żeby ktoś nosił maseczki…Nie wolno panikować, ale zachowajmy się odpowiedzialnie, a wszystko będzie dobrze.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Choroba zapalna u dzieci po przebyciu COVID-19 – nowe badania

Artykuł „To nie jest praca dla ludzi o słabym charakterze” – rozmowa z autorką bloga SOR-townia pochodzi z serwisu Evereth News.

]]>