Jak wygląda praca pielęgniarki w hospicjum domowym? [cz. 1]

Ten tekst przeczytasz w 4 min.

„Do śmierci pacjenta nie da się przyzwyczaić, można się tylko nauczyć, jak sobie radzić. Czasami potrzeba na to czasu” – mówi Ewa Głodowska, koordynatorka pielęgniarek w Ośrodku Hospicjum Domowe Zgromadzenia Księży Marianów. W rozmowie z Evereth News opowiada o trudach i wyzwaniach, które wiążą się z tą pracą, oraz o tym, co się w niej zmieniło z powodu epidemii.

Marta Bogucka, EverethNews.pl: Czy mogłaby Pani na początek krótko opowiedzieć, na czym polega Pani praca w Ośrodku Hospicjum Domowe?

W OHD jestem koordynatorem pielęgniarek, sama również pracuję jako pielęgniarka, mam s

woich pacjentów. Nasze wizyty odbywają się w domach podopiecznych. Odwiedzamy ich regularnie, przynajmniej dwa razy w tygodniu lub częściej, jeżeli jest taka potrzeba. Mamy również wizyty interwencyjne z dyżuru aby całodobowość nie spoczywała tylko na zespole.

Jak przebiega opieka nad pacjentem w Pani ośrodku?

W naszym ośrodku pracują zespoły interdyscyplinarne, w skład których oprócz pielęgniarek wchodzą również lekarze różnych specjalności, fizjoterapeuci, psychologowie, kapelan. Wizyty u pacjentów nie odbywają się oczywiście w pełnym składzie zespołu. Odwiedzamy pacjenta pojedynczo. Dzięki temu można się skupić indywidualnie na jego różnych potrzebach.

Bardzo ważny jest jednak podział obowiązków, bo jeżeli jesteśmy z pacjentem sami, to zadania pielęgniarki, psychologa czy lekarza się zazębiają. Zajmujemy się danym problemem pacjenta, nawet jeżeli nie należy on do naszej dziedziny. Dlatego bardzo istotne jest, by dbać o przepływ informacji w zespole, szanować decyzje pozostałych członków. To ważne również ze względu na pacjenta i jego bliskich. Często jest tak, że jak się przychodzi na wizytę, to rodzina konsultuje to, co usłyszała poprzedniego dnia od innego członka zespołu. Nie może być tak, że pielęgniarka mówi jedną rzecz, a lekarz mówi coś zupełnie innego. Pacjenci i ich rodziny muszą czuć, że ze sobą współpracujemy. W innym przypadku oni nie będą wiedzieć, kogo słuchać, i będą się czuć bezradni. Inne podejście nie oznacza braku wiedzy, należy je przedyskutować i wybrać wspólnie najlepszą dla chorego opcje.

Mówi Pani o zacieraniu się granic pomiędzy obowiązkami różnych członków zespołu terapeutycznego. Czy zdarza się, że pacjenci i ich bliscy traktują pielęgniarkę jak psychologa, szukają u niej wsparcia i pocieszenia?

Pielęgniarka najczęściej z całego zespołu przebywa z pacjentem, jest najbliżej niego i z tego powodu rzeczywiście może się zdarzyć, że to u niej pacjent będzie szukał pomocy. Ludzie niestety boją się psychologów. Często pacjenci na sugestię, że mogliby skorzystać z pomocy psychologa, mówią: „Ale ze mną jest wszystko w porządku”. Kojarzą psychologa z psychiatrą, a psychiatrów boją się jeszcze bardziej.

Ja staram się pamiętać, że nie jestem z wykształcenia psychologiem. Nie mogę przejmować tej roli. Staram się za to przekonywać pacjenta i rodzinę do skorzystania z pomocy psychologa, jeżeli widzę taką potrzebę.

Jakie są największe wyzwania w Pani pracy?

Praca z pacjentem w domu oznacza, że ma się stały kontakt z rodziną i prowadzi się tę rodzinę przez proces leczenia. Trzeba tych bliskich pacjenta odpowiednio wyedukować, jak ma sobie radzić z trudnymi sytuacjami. Jak się włącza lęk, to często się okazuje, że pojawiają się trudności nawet z podstawowymi czynnościami przy pacjencie.

Na przykład?

Ostatnio byłam u pacjenta, którego przed naszym przyjazdem rodzina bała się poruszyć czy posadzić, żeby nie zrobić mu krzywdy. Pacjent miał duże wodobrzusze, więc nie byli pewni, czy coś się nie stanie, jak go poruszą. Nie nasmarowali mu skóry, nie zmienili pozycji pacjenta. Bali się go dotknąć. Tego wszystkiego trzeba ich nauczyć – jak poić chorego strzykawką, jak go obracać, jak pielęgnować. Dla rodziny to wszystko są wyzwania.

Jakie jeszcze problemy napotyka Pani z rodzinami pacjentów?

Rodziny czasami oczekują, że pielęgniarka je całkowicie wyręczy. Kiedy przyjmuję zgłoszenia, zdarzają się pytania, na ile godzin przyjdzie pielęgniarka. Wtedy tłumaczę, że pielęgniarka nie może przyjść na kilka godzin, bo to niemożliwe czasowo. Na etat pielęgniarki w hospicjum domowym przewiduje się 15 pacjentów. Na każdego z nich przypadają co najmniej dwie wizyty w tygodniu. Dlatego informujemy rodziny chorych, że nie możemy zajmować się pacjentem przez cały czas, ale zostawiamy im numery telefonów. Telefon dzwoni czasem do późnych godzin wieczornych, a nawet w nocy, bo jak ktoś jest w panice, to nie patrzy na zegarek. Pilnujemy, żeby te telefony odbierać, ale to oznacza ciągłe czuwanie, bycie cały czas na posterunku. To bywa trudne, dlatego ważny jest dyżur .

Z drugiej strony bywają sytuacje, że rodzina chce dobrze, ale nie do końca rozumie potrzeby pacjenta. Tak jest np. z karmieniem i pojeniem. Bliskim wydaje się, że jak pacjent będzie dużo jadł, to będzie zdrowszy. A pacjenci nie chcą jeść. Muszę wtedy tłumaczyć, że np. jak pacjent ma duszność, to jedzenie jest dla niego dużym wysiłkiem. Może mieć nudności. Może nie czuje się głodny, bo leżąc w łóżku, nie ma takiego zapotrzebowania. Kroplówki nie są rozwiązaniem mogą pogorszyć stan , ważne jest pojenie. To wszystko trzeba rodzinie tłumaczyć i to jest olbrzymia praca.

PRZECZYTAJ POPRZEDNI TEKST Z CYKLU #ZAWÓDPIELĘGNIARKA:

Przeczytaj także: Co z dodatkami za pracę przy COVID-19? Komentarz OZZPiP

Shopping cart

0
image/svg+xml

No products in the cart.

Kontynuuj zakupy