Prof. Mariusz Gąsior: Możemy przyspieszyć terapię zawału serca

Ten tekst przeczytasz w 6 min.

Dwie trzecie z 1,2 miliona chorych z niewydolnością serca to osoby z chorobą niedokrwienną serca i po zwale serca. Większość z nich za późno trafiła do szpitala. Jak koronawirus wpłynął na sytuację pacjentów i jaką rolę w poprawie rokowań chorych z zawałem serca mają kampanie świadomościowe, mówi prof. Mariusz Gąsior, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM.

Prof. Mariusz Gąsior: Możemy przyspieszyć terapię zawału serca

Panie Profesorze, w marcu i kwietniu bieżącego roku Polskie Towarzystwo Kardiologiczne alarmowało, że epidemia COVID-19 zagraża zdrowiu i życiu pacjentów z zawałem serca, którzy boją się zgłaszać do szpitali. Jak sytuacja wygląda dziś?

– Warto zacząć od stwierdzenia, że zawał serca to problem o znaczącej skali: w Polsce rocznie z powodu zawału serca hospitalizowanych jest nawet 87 tys. osób. W pierwszym okresie epidemii COVID-19 obserwowaliśmy w naszym szpitalu spadek leczonych pacjentów z ostrym zespołem wieńcowym, w tym z zawałem serca, nawet o 20-25 procent, jeśli chodzi o porównanie analogicznych okresów z lat 2019 i 2020.

W ostatnim czasie obserwujemy jednak znaczącą poprawę. Chorzy ponownie pojawiają się na izbach przyjęć i na ostrych dyżurach. W naszym ośrodku w trakcie dyżuru zgłasza się średnio 5-7 osób z nagłymi problemami kardiologicznymi. Są to chorzy z bólem w klatce piersiowej i podejrzeniem zawału serca, chorzy z dusznością, kołataniem serca czy podwyższonym ciśnieniem tętniczym. Oczywiście dodatkowo przyjmujemy chorych z zawałem serca transferowanych przez system ratownictwa medycznego z miejsca zachorowania, przekazywanych z innych szpitali czy lecznictwa ambulatoryjnego. Widzimy, że lęk pacjentów przed szpitalem zmniejszył się. Prowadzone działania świadomościowe były w tym zakresie znaczącym wsparciem.

Czego obawiali się pacjenci?

– W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni kolejnymi statystykami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo słyszeli o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Z relacji chorych wiemy, że stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem.

Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane sytemu Państwowego Ratownictwa Medycznego pokazują, że w marcu i kwietniu bieżącego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. W tym okresie notowaliśmy także spadek liczby hospitalizacji chorych z zawałem serca bez uniesienia odcinka ST o około 40 procent. To ogromna liczba.

Prof. Mariusz Gąsior: Możemy przyspieszyć terapię zawału serca
prof. Mariusz Gąsior, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii SUM

Jak sytuacja wyglądała w innych krajach?

– Skala obserwowana w Polsce była porównywalna z sytuacją obserwowaną w tym okresie w krajach takich jak: USA, Francja czy Włochy, ale trzeba brać pod uwagę niewspółmiernie większe nasilenie pandemii, jakie w omawianym okresie panowało we wspomnianych państwach. Ponieważ tendencje w różnych krajach były porównywalne, okazało się, że to strach był czynnikiem decydującym dla spadku zgłaszalności pacjentów do szpitali – niezależnie od aktualnego stopnia nasilenia epidemii.

Aby przekonać pacjentów, że w przypadku zawału serca nie wolno zwlekać z wezwaniem pomocy, zainaugurowano kampanię „NIE #zostańwdomu z zawałem”, prowadzoną pod auspicjami Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Na czym polegały działania?

– Eksperci PTK, lekarze klinicyści ze wszystkich regionów Polski, przekonywali pacjentów, że ryzyko ciężkich powikłań nieleczonego zawału serca jest wielokrotnie większe niż ryzyko zakażenia koronawirusem w szpitalu. Informowaliśmy opinię publiczną o tym, jak przygotowane są ośrodki podejmujące terapię pacjentów z zawałem serca. Opowiadaliśmy, jak krok po kroku wyglądają procedury i weryfikacja pacjentów pod kątem infekcji COVID-19. Chodziło o to, by pacjenci nie obawiali się, że będą leczeni z innymi chorymi, którzy być może będą zakażeni koronawirusem.

Edukowaliśmy, z jakimi objawami nie wolno zwlekaćgdzie szukać pomocy w przypadku wystąpienia niepokojących symptomów. W kampanii wykorzystano popularny w tym okresie hasztag #zostańwdomu, który przekształcono w hasło kampanii „NIE #zostańwdomu z zawałem”. Szacowane dotarcie informacyjne do blisko 20 milionów odbiorców za pomocą audycji radiowych i telewizyjnych, artykułów prasowych i internetowych oraz komunikacji prowadzonej w przestrzeni mediów społecznościowych przyniosło spodziewany efekt: pacjenci na nowo zgłaszają się do ośrodków.

Czy w rzeczywistości w trakcie pandemii liczba zawałów faktycznie nie spadła?

– To dobre pytanie. W pierwszym okresie pandemii COVID-19 ludzie zostali w domach, nie chodzili do pracy. Być może odczuwali z tego względu nieco mniej stresu, może rzadziej dochodziło u nich do niekontrolowanych wzrostów ciśnienia tętniczego. Nie możliwe było branie udziału w dużych imprezach. Być może ograniczono stosowanie używek. Ekstremalna aktywność fizyczna uległa znaczącemu zmniejszeniu.

Te wszystkie czynniki mogły wpłynąć na ogólny spadek liczby zachorowalności na zawał serca w omawianym okresie. Dziś jednak trudno o tym przesądzać. Nie zmienia to jednak faktu, że zapewne w najbliższym czasie zaobserwujemy zwiększoną liczbę pacjentów z przebytym nieleczonym zawałem serca. W takich przypadkach poważnym wyzwaniem będą powikłania.

Dlaczego są groźne?

– W początkowym okresie zawału serca choremu grozi zatrzymanie krążenia i nagły zgon sercowy. Im dłuższy czas od początku bólu zawałowego do zastosowania procedur angioplastyki wieńcowej, tym większe ryzyko martwicy serca i rozwoju niewydolności serca. Wiadomo, że największą korzyść terapeutyczną przynosi wczesne leczenie za pomocą procedur angioplastyki, które zwiększa szansę na przeżycie i zmniejsza częstość występowania niewydolności serca.

Preferowany czas od rozpoznania zawału do angioplastyki nie powinien przekraczać 60-90 minut. Czasy opóźnień traktowane są jako wskaźnik jakości opieki w zawale serca, dlatego skrócenie czasów opóźnień jest celem ratującym życiem. To był temat przewodni kampanii świadomościowej „Zawał serca – czas to życie!”, którą realizowaliśmy. Co czwarty zgon w zawale serca dotyczy fazy przedszpitalnej. To krytyczny moment leczenia i jej właśnie poświęcona była ta kampania.

Prof. Mariusz Gąsior: Możemy przyspieszyć terapię zawału serca

Jakie działania zrealizowano?

– W ramach prowadzonej przez około rok kampanii realizowanej przez Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu pod patronatem honorowym Małżonki Prezydenta RP Agaty Kornhauser-Dudy oraz Ministerstwa Zdrowia przeprowadziliśmy dwa sondaże: wstępny i badający wyniki prowadzonej kampanii. Zapytaliśmy reprezentatywną grupę ankietowanych, co może oznaczać ból w klatce piersiowej. Świadomość tego zagadnienia w odniesieniu do zawału serca wyjściowo była wysoka (63,5 proc.), a w efekcie prowadzonych działań dodatkowo zwiększyła się o 13 procent.

Pytaliśmy, jak ankietowani zachowaliby się, czując ból w klatce piersiowej. Znamienne, że ponad połowa chorych deklarowała, że szukałaby pomocy medycznej, a wskaźnik ten dodatkowo wzrósł wskutek prowadzonych działań świadomościowych. Co więcej, respondenci wiedzieli, pod jaki numer telefonu należy zgłosić wezwanie pomocy. Analogicznie, spadł odsetek osób, które zaznaczały, że w przypadku wystąpienia bólu w klatce piersiowej próbowałby „przeczekać” objawy.

Na pytanie o to, jak szybko zareagowaliby w przypadku bólu w klatce piersiowej, „natychmiast” odpowiedziała jedna czwarta i jedna trzecia ankietowanych (odpowiednio w fazie przed kampanią i po jej realizacji). To kolejny argument przemawiający za tym, że pacjenci na ogół wiedzieli, jak należy postąpić, gdy pojawią się objawy zawału serca. Niestety, w pierwszych tygodniach pandemii lęk przed koronawirusem był silniejszy.

Do kogo skierowane były działania świadomościowe?

– Kampanie adresowaliśmy do pacjentów, ale także do systemu. Jeśli chodzi o pacjentów, skoncentrowaliśmy się zwłaszcza na grupach szczególnie zagrożonych opóźnieniami w leczeniu zawału serca: osobach po 65. roku życia, zamieszkałych na terenach wiejskich, pacjentach z cukrzycą, z pierwszym zawałem i kobietach. Nie mniej istotne były działania skierowane do systemu.

Okazuje się bowiem, że około jedna trzecia chorych z podejrzeniem lub zawałem serca jest transportowana do najbliższego ośrodka. To dobrze, o ile posiada on zaplecze do interwencyjnego leczenia zawału serca. Jeśli ośrodek nie posiada odpowiedniej pracowni, pacjent musi zostać odesłany do innej placówki – najczęściej już inną karetką. To oznacza kolejne dobre kilkadziesiąt minut i więcej zwłoki w podjęciu niezbędnej terapii.

Paradoks polega na tym, że Polska jest wiodącym krajem w Europie, jeśli chodzi o liczbę wykonywanych zabiegów pierwotnej angioplastyki w zawale serca. Niestety, nie przekłada się to na szybkość ich zastosowania. W Polsce czas od wystąpienia objawów zawału serca do zastosowania procedury PCI (ang. percutaneous coronary intervention – przezskórna angioplastyka wieńcowa) to średnio 260 minut. Tymczasem w Szwecji mediana w tym obszarze wynosi już tylko około 170 minut, a w Holandii zaledwie 150 minut.

Czy zdaniem Pana Profesora konieczne są kolejne działania edukacyjne w dziedzinie kardiologii?

– Schorzenia sercowo-naczyniowe stanowią ponad 40% proc. wszystkich przyczyn zgonów Polaków, w tym pierwsze niechlubne miejsca zajmują choroba niedokrwienna z zawałem serca i niewydolność serca. Nie ma więc wątpliwości, że w obszarze chorób sercowo-naczyniowych warto kontynuować działania świadomościowe. Na dziś najważniejszy przekaz brzmi: „Pacjenci po wypracowaniu odpowiednich procedur są bezpieczni w szpitalach kardiologicznych i nie muszą obawiać się dzwonić po pogotowie”.

Ważne, byśmy nadal kontynuowali edukację pacjentów w zakresie odpowiednich reakcji przy podejrzeniu zawału serca. Dodatkowo konieczna jest ścisła współpraca systemu ratownictwa medycznego z ośrodkami kardiologii inwazyjnej w celu możliwości podjęcia jak najszybszej terapii przy pomocy pierwotnej angioplastyki wieńcowej. W moim przekonaniu przesłanie kampanii „NIE #zostańwdomu z zawałem” będzie aktualne także po wygaśnięciu pandemii.

Niezależnie od tego, czy jest koronawirus czy nie, musimy zrobić wszystko, by przyspieszyć czas do podjęcia interwencyjnego leczenia zawału serca. Mamy w Polsce fantastycznie wyszkolonych kardiologów, pielęgniarki i techników – zarówno w pracowniach interwencyjnych, jak i na oddziałach kardiologicznych, odpowiednie zaplecze logistyczne i infrastrukturalne, bardzo dobry program KOS-zawał dotyczący fazy poszpitalnej. Dopracowania wymaga jednak okres przedszpitalny w leczeniu zawału serca  ze zmniejszeniem opóźnień w zastosowaniu procedur angioplastyki wieńcowej, które należą do najdłuższych w Europie. Leczymy najnowocześniej, ale za późno. To jeden z obszarów wymagający intensywnych działań świadomościowych.

Rozmawiała: Marta Sułkowska

Źródło: materiał prasowy

Przeczytaj także: Niewydolność serca – czy wiesz o niej wystarczająco dużo?

Shopping cart

0
image/svg+xml

No products in the cart.

Kontynuuj zakupy