Jak twierdzą Chińczycy, którzy wykonują analne testy w celu potwierdzenia zakażenia wirusem SARS-CoV-2, są one skuteczniejsze od zwykłych testów PCR. Do wykonywania tego typu testów swoim obywatelom przeciwstawiły się Japonia i Amerykański Departament Stanu, z uwagi na „cierpienie psychiczne” jakie wywołuje ta procedura.
W Chinach w ciągu ostatniego tygodnia nie odnotowano żadnego nowego lokalnego przypadku zakażenia koronawirusem. Ma to związek z surowymi obostrzeniami na granicach, m.in. obowiązkiem kwarantanny i testem na obecność wirusa SARS-CoV-2, który w niektórych przypadkach jest w formie analnego wymazu.
Ten rodzaj testów stosowany jest w Chinach głównie u niemowląt i małych dzieci, z uwagi na trudność pobrania wymazu z nosogardzieli. Analne testy wykorzystywane są przez Chiński Uniwersytet w Hongkongu od marca 2020 r.
Według chińskiego rządu testy analne są skuteczniejsze od wymazów pobieranych z nosogardzieli. Podkreślają, że potwierdzają to badania przeprowadzone przez lekarzy z Wydziału Lekarskiego Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu (CU Medicine), zgodnie z którymi, osobom zakażonym koronawirusem towarzyszy aktywna i długotrwała infekcja wirusowa jelit.
Co istotne, dotyczy ona nawet tych osób, u których nie wystąpiły objawy żołądkowo-jelitowe, jak również po ustaniu objawów z górnych dróg oddechowych. Przykładem potwierdzenia obecności koronawirusa w kale, przy negatywnym wyniku testu PCR jest podawany przez chińskich specjalistów przypadek 52-letniego mężczyzny z północnej prowincji Shaanxi, który przebywał na kwarantannie z powodu kontaktu z zarażoną osobą.
Jak przeprowadza się test analny na obecność koronawirusa?
Aby zebrać odpowiednią ilość materiału badawczego, chińscy specjaliści zalecają umieszczenie wymazówki w odbycie na głębokość ok. 5 cm i kilkukrotne przekręcenie jej.
– Próbki stolca są wygodniejsze, bezpieczniejsze i nieinwazyjne do pobrania u dzieci i mogą dawać dokładniejsze wyniki – napisał w komunikacie prasowym CU Medicine Paul Kay Sheung CHAN, przewodniczący Wydziału Mikrobiologii i zastępca dyrektora Centrum Badań nad Mikrobiotą jelitową. I dodał, że u trzech osób na piętnaście badanych stwierdzono – dzięki testom analnym – aktywną infekcję wirusową nawet 6 dni po ustąpieniu objawów górnych dróg oddechowych.
Amerykańscy specjaliści przeciwni tezie, iż badanie kału jest skuteczniejsze od testów PCR
Jak podkreślają amerykańscy naukowcy, wymazy z nosa i gardła pozostają najskuteczniejszym testem na obecność koronawirusa, a to z uwagi na fakt, iż wirus SARS-CoV-2 przenosi się przez górne drogi oddechowe, nie przez układ pokarmowy.
– To badanie (red. na które powołują się Chińczycy) jest błędne. Rzeczywiście na przełomie marca i kwietnia pojawiły się informacje o obecności koronawirusa w kale, ale potem ustalono, że nie oznacza to, że w organizmie jest aktywna infekcja – wyjaśnił prof. Omai Garner, kierownik sekcji mikrobiologii klinicznej i dyrektor ds. badań na Wydziale Patologii i Medycyny Laboratoryjnej UCLA Health.
Tego samego zdania jest również dr Gary W. Procop, dyrektor medyczny i współprzewodniczący Enterprise Laboratory Stewardship Committee w Cleveland Clinic oraz dyrektor Molecular Microbiology, Virology, Mycology and Parasitology.
– Owszem koronawirusa SARS-CoV-2 można znaleźć w kale, ale wymazy z gardła i nosa są pewniejsze. Potwierdziliśmy to wielokrotnie – podkreślił dr Gary W. Procop. Dodał również, że „jest to najlepsze źródło informacji, jeśli chcesz się dowiedzieć, czy dana osoba jest zarażona.”
Źródło: zdrowie.radiozet.pl, Washinton Post, PAP, Healthline.com
Przeczytaj także: Amerykańskie wytyczne a polskie spojrzenie na „ograniczenie aktywności”/”leżenie w łóżku” kobiet w ciąży