– Czynnikiem ochronnym dla zdrowia psychicznego podczas pandemii była próba realizacji swojego dotychczasowego sposobu i stylu życia mimo obowiązujących obostrzeń – mówi w rozmowie z Evereth News prof. Dorota Szcześniak z Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Agnieszka Baran, Evereth News: Z najnowszych badań European Health Interview Survey, przeprowadzonych w 27 europejskich państwach, wynika, że około 6,4% osób na świecie cierpi na depresję. To ponad 2% więcej niż podaje WHO. Czy na pogorszenie zdrowia psychicznego Europejczyków wpłynęła izolacja związana z pandemią i strach przed zakażeniem COVID-19?
Prof. Dorota Szcześniak: Bez wątpienia ostatnie miesiące restrykcji, ograniczeń i izolacji fizycznej, które w konsekwencji doprowadziły do izolacji społecznej, a także poczucia lęku, niepewności i niemożności normalnego funkcjonowania, czyli realizacji swoich planów i struktury dnia codziennego, sprawiły, że objawów zaburzeń psychicznych jest więcej.
Badania, które prowadziliśmy w Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, wykazały, że od początku pandemii pojawił się duży odsetek osób, które doświadczają różnego rodzaju objawów psychopatologicznych. Nie mówimy tutaj jedynie o stanach depresyjnych, ale przede wszystkim o objawach lęku, zaburzeniach w relacjach społecznych oraz objawach przyjmujących formę zaburzeń somatycznych. W grupie ponad 2 tys. przebadanych osób, które reprezentowały różne zawody, nawet 48 proc. miało objawy psychopatologiczne, czyli takie, które naturalnie uznalibyśmy, że są podstawą do konsultacji psychiatrycznej. W grupie pracowników medycznych odsetek osób z takimi symptomami wzrastał do 60 proc.
O jakich objawach zatem mówimy?
– Okazało się, że wśród medyków objawy psychopatologiczne częściej przyjmowały formę zaburzeń somatycznych, co czasami wskazuje na tzw. maskę depresyjną. Osoba doświadcza wtedy różnego rodzaju bólu, zaburzeń związanych z układem pokarmowym lub układem krążenia, które przez pacjentów często nie są identyfikowane jako psychogenne, tj. pojawiające się w przebiegu długotrwałego napięcia psychicznego.
Co ciekawe negatywne konsekwencje dla zdrowia psychicznego częściej obserwowaliśmy u kobiet, przede wszystkim w zakresie pojawiających się stanów niepokoju i zaburzeń snu. Ważnym czynnikiem wśród badanych, determinującym pogorszenie się zdrowia psychicznego była frustracja, poczucie osamotnienia, przeżywanie złości. Wśród medyków ważnym aspektem był również strach o osoby z najbliższego otoczenia, co było związane ze środowiskiem pracy i możliwością transmisji wirusa.
Prowadzili Państwo badania również wśród studentów. Czy u tej grupy również wystąpił wzrost zaburzeń psychicznych w okresie pandemii?
– Jak wynika z naszych analiz, z około półtora tysiąca przebadanych studentów 77 proc. doświadczyło poważnych objawów psychiatrycznych. Okazało się również, że występuje duża rozbieżność między osobami z pierwszych lat studiów, a tymi, którzy je kończyli. Wpływ pandemii odczuli szczególnie studenci z pierwszego i drugiego roku, czyli osoby, które bardzo często rezygnują z mieszkania w domu rodzinnym i przeprowadzają się do dużego miasta. Objawy występowały u tych studentów częściej, ponieważ prawdopodobnie nie rozwinęli w wystarczającym stopniu sieci społecznych w nowym miejscu i środowisku.
To pokazuje jak ogromne znaczenie dla naszego zdrowia psychicznego mają kontakty społeczne. Obok zdrowia fizycznego i psychicznego istnieje aspekt zdrowia społecznego, o które również powinniśmy dbać. Wyraża się w naszych relacjach, sieciach wsparcia, w tym, czy jesteśmy zadowoleni z naszych relacji, czy jakościowo są one dla nas dobre oraz ważne. Wydaje się, że czas pandemiczny na żywym przykładzie pokazał, jak bardzo zdrowie społeczne jest istotne i wpływa na pozostałe domeny.
Kiedy zabrakło standardowych sieci, w których ludzie utrzymują kontakt z innymi, spotykają się, mają poczucie bezpieczeństwa i ufają innym osobom, a wśród młodych tworzą swoją tożsamość, pojawiły się dekompensacje zarówno w zdrowiu psychicznym, jak i fizycznym. Osoby z ostatnich lat studiów miały na tyle trwale wybudowane sieci, że były w stanie dostosować się do nowych warunków. W przypadku studentów z pierwszego i drugiego roku zabrakło podstawy społecznej, na której mogliby się oprzeć i dlatego częściej występowały u nich objawy psychiatryczne.
Co, oprócz rozwiniętych więzi społecznych, mogło pomóc w przetrwaniu izolacji?
– Wśród studentów zaobserwowaliśmy, że czynnikiem ochronnym dla zdrowia psychicznego była próba realizacji swojego dotychczasowego sposobu i stylu życia mimo pandemii. Osoby, które wcześniej wykonywały różne aktywności i w trakcie pandemii nadal je realizowały, choć w inny sposób, odczuwały istotnie mniej konsekwencji psychologicznych.
Znaczenie miały nawet takie podstawowe kwestie, które dają nam strukturę życia i dnia codziennego, jak to, czy ktoś zmienił dietę bądź ćwiczył. Jest to oczywiście także kwestia mechanizmów adaptacyjnych, strategii radzenia sobie, przystosowania się do nowych warunków, elastyczności i cech osobowościowych, które dają możliwość adaptacji, bądź takich, które ją uniemożliwiają.
Być może w związku z tym, że pandemia wpłynęła na dostępność specjalistów, w badaniach nie została ujęta grupa osób, które zwracają się o wsparcie psychiatryczne?
– Zauważyliśmy to w liczbie przyjmowanych obecnie pacjentów, ponieważ większość specjalistów, których znam, nie ma wolnych terminów na konsultacje. Warto zauważyć, że osoby, które się do nas zgłaszają, nie wskazują obecnej sytuacji jako przyczyny tego, że źle się czują. Jednak przewlekły stres związany z pandemią powoduje, że dotychczas stosowane strategie radzenia sobie mogą być niewystarczające. Wynika to również z faktu, że ograniczone zostały pewne formy aktywności, które pomagały w redukowaniu czynnika stresowego. Czasami dopiero w relacji z lekarzem czy psychoterapeutą okazuje się, że ten czas był pewnego rodzaju czynnikiem ryzyka aktualnej dekompensacji psychicznej, którą pacjenci obserwują.
Ze względu na obostrzenia konsultacje odbywały się przede wszystkim w formie zdalnej. Czy ten rodzaj komunikacji z pacjentami okazał się skuteczny?
– Na samym początku pandemii wszyscy musieliśmy się do tego przystosować, ponieważ nie byliśmy przyzwyczajeni do tego rodzaju konsultacji, wizyt, spotkań i terapii, ale wydaje się, że te rozwiązania spełniły swoją funkcję, zwłaszcza u pacjentów, którzy uczestniczyli już w procesie terapii. Mimo wszystko wydaje się, że większość lekarzy i psychoterapeutów preferuje pracę z pacjentem w formie stacjonarnej, ponieważ gdy tylko była taka możliwość, to większość osób z mojego środowiska wracało do tej formy.
Oczywiście w poradniach zdrowia psychicznego, takich jak nasza, wiele konsultacji nadal odbywa się zdalnie. Zarówno dla lekarza psychiatry, psychoterapeuty i psychologa istotne jest, aby pierwsze wizyty odbywały się na żywo, gdyż pewnych elementów nie jesteśmy w stanie uchwycić w rozmowie zdalnej. Nie zmienia to jednak faktu, że forma ta umożliwiła ciągłość terapii. Możliwe, że w niektórych przypadkach takie rozwiązanie pozostanie i nadal będzie mogło spełniać swoje funkcje. Jest to kwestia bardzo indywidualna, zależy od pacjenta, od jego potrzeb i problemów.
Podobnie jak Państwo, pacjenci także musieli się przyzwyczaić do nowej formy konsultacji. Czy chętnie wracają do stacjonarnych wizyt w przychodni?
– Pacjenci szybko przyzwyczaili się do konsultacji online i dla niektórych takie rozwiązanie okazało się wygodniejsze niż wizyty w przychodni. Należy jednak pamiętać, że spotkania zdalne mogą mieć działanie antyterapeutyczne w przypadku osób, dla których wizyta u lekarza lub terapeuty jest jedyną aktywnością, jaką realizują. Wtedy kontakt online podtrzymuje ich bierność, ponieważ nie muszą wychodzić z domu.
Zauważyliśmy, że część pacjentów woli pozostać przy spotkaniach online ze względów bezpieczeństwa, zwłaszcza ci, którzy pracują zdalnie. Są też osoby, które decydują się kontynuować telekonsultacje, ponieważ czują się niekomfortowo, kiedy z powodu maseczki nie widzą reakcji na twarzy rozmówcy.
Co powinniśmy zrobić w przypadku podejrzenia depresji u osoby bliskiej? W jaki sposób rodzina czy przyjaciele mogą pomóc takiej osobie?
– Podstawowy udział osób bliskich to uważność i czujność, to znaczy zauważenie problemu. Często osoby, które mają objawy depresyjne, zwłaszcza te, które nie manifestują się wprost depresyjnie, ale na przykład manifestują się pod różnymi objawami somatycznymi, tzw. maskami, nie będą w stanie same określić swojego stanu. Osoby z najbliższego otoczenia mogą rozpoznać zmiany, ponieważ mają wiedzę na temat tego, jak ta osoba funkcjonuje i jakie strategie radzenia sobie wykorzystywała wcześniej.
Następnie ważne jest powiedzenie o tym na głos, otwarta rozmowa i w momencie, w którym nie jest to sytuacja zagrażająca życiu bądź zdrowiu, zachęcanie do kontaktu z psychiatrą, psychoterapeutą, psychologiem. W momencie, kiedy sytuacja jest bardzo poważna, gdyż objawy depresyjne powodują, że niezaspokajane są podstawowe czynności, jak wstawanie z łóżka czy przyjmowanie posiłków lub pojawiają się aktywne myśli i tendencje samobójcze, wtedy potrzebna jest interwencja pogotowia. Na izbie przyjęć lekarz psychiatra rozeznaje, czy wskazana jest hospitalizacja, w skrajnych przypadkach nawet bez zgody pacjenta.
Źródło: Evereth News
Przeczytaj także: Wzrasta lekooporność bakterii. Zdaniem ekspertki antybiotyki powinny powstawać szybciej i skuteczniej